poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 6

Moria.
Chciałabym ją odwiedzić za czasów panowania Balina... Ale teraz stoimy przed wrotami, by zaraz ujrzeć w środku ruinę z ciałami martwych krasnoludów. Nie brzmi zachęcająco...


Gandalf przyprowadza nas przed wejście do królestwa i stajemy. Na ścianę pada blask księżyca i pojawia się blady zarys wrót. Wyglądają tak samo jak w filmie i w rysunku w książce... Zatrzymuję się z otwartymi ustami na widok bramy, a Gimli robi to samo. Gdy kładę dłoń na jego ramieniu, krasnolud pochyla głowę i zaczyna coś szeptać w swoim języku, co jakiś czas pochlipując. Czarodziej odczytuje napis na wrotach: Powiedz "przyjacielu" i wejdź. Wypowiada jakieś formuły, żeby wrota się otworzyły, ale oczywiście nic nie działa. Znam dobrze hasło, ale postanawiam jeszcze trochę poczekać. Lepiej, żeby to Frodo powiedział. Może pomogę mu trochę w dojściu do tego?... Siedzimy i czekamy. Zbliżam się do hobbitów.
- Jak się czujecie? Zmęczeni? - zagaduję.
- Nigdy w życiu nie szedłem tak długo, jak teraz. Teraz pewnie będzie jeszcze trudniej? Strasznie chce mi się spać! - narzeka Merry.
- W moim domu w Lorien wreszcie się w spokoju prześpicie. Dojdziemy tam zaraz po przejściu przez Morię. Dobrze by było dostać się do środka jak najszybciej...
- Gandalf narazie nie jest chyba bliski zgadnięcia hasła... - Meriadok prawie zasypia, mamrocząc te słowa z pochyloną głową. Uśmiecham się delikatnie do siedzącego obok Froda.
Pomyśl o haśle..., mówię mu w myślach. To zagadka.
Hobbit patrzy na mnie przerażony, a ja posyłam mu kolejny uśmiech. Najwyraźniej się przestraszył. No cóż... Gdyby ktoś zaczął do mnie gadać w myślach, pewnie posikałabym się ze strachu... Baggins chyba orientuje się, jak głupio wygląda, więc szybko odwraca wzrok i powoli kiwa głową. Po paru minutach siedzenia w zamyśleniu zrywa się i krzyczy do Gandalfa:
- "Powiedz PRZYJACIELU i wejdź"! Gandalfie! Może hasło jest w tym napisie? Jak jest "przyjaciel" po elficku?
- Mellon. - wtrącam się i wrota otwierają się.
- Pergrinie Tuku... Jednak masz coś w tej głowie. - uśmiecha się do hobbita.
Nagle przypominam sobie to dziwne zwierzę z jeziora, które chciało porwać Froda.
- Lepiej wchodźmy jak najszybciej! Samie... Moria to nie jest dobre miejsce dla Billa. Pozwól mu wrócić do Rivendell.
Gandalf wysyła Billa do Imladris, a Drużyna wchodzi do królestwa. Uff, stwór nie zaatakował Froda.
* * *
Moria, nawet niezamieszkana, wzbudza ogromny podziw i zachwyt. Zachowały się piękne rzeźbienia krasnoludów. Gimli ociera łzy i rozgląda się z zapartym tchem, jednak na twarzach pozostałych widać raczej niepokój.
Idziemy w milczących ciemnościach długo, nie potrafię określić jak. Nikt się nie odzywa, różdżka Gandalfa delikatnie rozświetla nam drogę. Przede mną idzie Frodo. Zauważyłam, że co jakiś czas odwraca się szybko, a w jego oczach widać strach. Jakby słyszał coś jeszcze oprócz naszych kroków. Czuję się, jakbyśmy szli kilka dni. W rzeczywistości jest to pewnie kilka godzin, ale marsz w tej nużącej i niepokojącej ciszy niezmiernie się dłuży. W końcu docieramy do sali tronowej, na środku której jest grób.
- Tu spoczywa Balin, sun Fundina... - odczytuje Gandalf cicho.
- Balinie! Mój stary przyjacielu! - woła Gimli, szlochając. Po chwili jego rozpacz zamienia się w złość. W silną, ogromną nienawiść. - Niech ja złapię tego, kto ci to zrobił! Nie zazna spokoju! - krzyczy. - Pomszczę cię! Niech przychodzą! Jeden krasnolud jeszcze tu dycha!
Jego głośne wrzaski widocznie zostały usłyszane przez gobliny, gdyż niedługo dobiega nas dźwięk bębnów. Szybko ryglujemy drzwi, a potem ustawiamy się w ciszy. Trwamy tak, dopóki ich kroki są naprawdę blisko. Gandalf, Aragorn i Boromir wyciągają miecze, ja i Legolas - łuki, a hobbici swoje małe bronie. Gimli nie musi nic wyjmować, gdyż stoi już z toporem w rękach odkąd usłyszeliśmy ich po raz pierwszy. Jeszcze zanim przychodzą, przypominam sobie coś.
- Mogą mieć trolle! Przygotujcie się na to! - krzyczę do Drużyny, po czym ustawiam się na przodzie, obok Legolasa i naciągam cięciwę łuku.
Gdy fragment zaryglowanych drzwi zostaje zniszczony, ja i elf wypuszczamy strzały w tym samym czasie. Obie trafiają w kolano trolla, który usiłował dostać się do środka. Razem z księciem Mrocznej Puszczy spoglądamy na siebie. Wypuszczamy kolejne strzały. Goblinom udaje się wyważyć drzwi, a my zaczynamy ostrzał. Potwory padają jeden po drugim, jednak jest ich za dużo na dwóch łuczników. Do akcji wkracza najpierw Aragorn, a zaraz po nim reszta. Ukradkiem na niego zerkam. Naprawdę niesamowicie walczy, godnie króla Gondoru. Gdy strzelanie z łuku traci sens, bo jest zbyt wielu przeciwników, wyciągam sztylety. Zabijam potwora biegnącego na mnie, a potem odwracam się. Czterech wrogów otacza Gandalfa, jednak czarodziej szybko sobie z nimi radzi. Glamdring dumnie połyskuje przy każdym cięciu. Gimli z furią wymachuje toporem, a każdy jego zdecydowany ruch niesie śmierć. Mogłabym patrzeć na tych wojowników godzinami i podziwiać ich widowiskową walkę. Tak stoję, gapiąc się na Elessara, aż ryk trolla sprawia, że przytomnieję i rozglądam się w panice. Wielki potwór rozpędza się w stronę. Na chwilę sztywnieję i przerażona zamykam oczy. W ostatniej chwili wkracza Legolas. Co by się stało, gdyby nie on? Nie chcę nawet myśleć. Elf wskakuje na trolla i, wbijając mu sztylet w głowę, przewraca. Potwór wydaje z siebie głośny, przeraźliwy ryk bólu. Książę szybko wyjmuje broń z jego czaszki, po czym tnie go po brzuchu.
- Hannon le*! - zdążam tylko krzyknąć do niego, bo wokół mnie pojawiają się gobliny. Zdaję się na wrodzone umiejętności Nirnaeth i zaczynam się niesamowicie poruszać. Wrogowie padają jeden po drugim. Zastanawiam się, jak to możliwe, że taka młoda, jedynie trzystoletnia elfka potrafi się tak bić... Gdy wokół mnie jest chwilowy "spokój", rzucam się na pomoc Frodowi, który, wciśnięty w kąt komnaty, próbował unikać uderzeń broni trolla. Kątem oka widzę, że Aragorn zamierza odwrócić jego uwagę. Wbija mu miecz w plecy i zaczyna uciekać, by zwabić go w pułapkę. Troll odwraca się i goni przez chwilę mężczyznę, ale zaraz dostaje w tym samym czasie cios w brzuch od Elessara i kilka strzał w głowę ode mnie. Po chwili pada martwy. Gdy wszyscy wrogowie w sali zostają pokonani, Gandalf krzyczy:
- Uciekamy! Do mostu Khazad-Dum!
I ruszamy pędem za czarodziejem rozświetlającym drogę różdżką. Biegniemy korytarzem, aż docieramy do wielkiej sali. Teraz zze wszystkich stron otaczają nas gobliny. Nie atakują na jednak, znikają tak prędko, jak się pojawiły. Rzucają się do ucieczki. Żeby Drużyna nie była zdezorientowana, szepczę:
- To Balrog...
- Niemożliwe Te potwory już dawno... - Boromir nie dokańcza, gdyż przed nami staje ognista bestia. Zło świata, syn Morgotha...
- A jednak! - mówię szybko i wszyscy biegniemy ile sił w nogach. Przed nami most Khazad-Dum. Przebiegamy po kolei nad przepaścią, na środku zostaje Gandalf.
- Wracaj do cienia, Płomieniu z Udunu! NIE. POZWOLĘ. CI. PRZEJŚĆ! - krzyczy i jego różdżka rozbłyska. Błagam w duchu Valarów, by spadł. Wiem, że nie powinnam, ale jeśli czrodziej nie zmieni się w Białego, to nie pokona Sarumana, nie odczaruje króla Theodena, nie odstraszy Nazgulów...
Na szczęście, choć na nieszczęście niczego nieświadomej Drużyny Balrog zamachuje się ognistym biczem i pociąga Mithrandira w przepaść.
- Gandalf! - krzyczy za nim przenikliwie Frodo.
* * *
Cała Drużyna siedzi pod Bramą Morii i rozpacza po stracie przewodnika. Legolas ze smutkiem w oczach siada obok mnie na skale.
- Co my zrobimy bez przewodnika? - pyta cicho.
Nie martw się o Mithrandira, Legolasie. Jesteśmy teraz blisko Lorien, moja matka zapewni nam bezpieczny pobyt. Ruszajmy. - wstaję. - Musimy iść dalej bez Gandalfa. Odpoczniecie w moim domu. Biała Pani czeka.
Powoli ruszamy w stronę lasu. Czeka mnie długa rozmowa z Galadrielą. Lorien będzie musiało wziąć udział w Bitwie o Pierścień. I muszę się dowiedzieć, dlaczego nazwała mnie, swoją córkę "łzy niepoliczone".
* * *
*hannon le - (Sin.) dziękuję

W końcu rozdział!!! Wyjazdowe wakacje, nie miałam jak dodać... W ramach wynagrodzenia jutro następna część ;) pod warunkiem: piszcie w komentarzach, jak wyobrażacie sobie Nirnaeth (kolor włosów, oczu, itp.), będę robić rysunek. Potrzebuję jej wyglądu do następnego rozdziału! Więc (może) do jutra! :)

~Rosseth

piątek, 31 lipca 2015

Poważne reformy - zmieniamy imię!

Moi drodzy czytelnicy! 
Mam ważny komunikat. Otóż okazało się, że nasza główna bohaterka ma niewłaściwie dobrane imię. Przeglądając "Cząstki słowo twórcze w imionach własnych w językach quenejskim i sindarińskim", czyli dodatek do "Silmarillionu", natrafiłam a informacje o imieniu Galadrieli. W języku Elfów Wysokiego Rodu brzmiało ono "Alatriel"...
Czyli  mamy córkę o tym samym imieniu co jej matka...

Zaczęłam łączyć różne słowa, aż stworzyłam listę imion ze znaczeniami. Moje "top 5" z tej listy to:
1. Miraelin - "jezioro klejnotów"
2. Melana - "dar miłości"
3. Feawen - "dziewczyna duch"
4. Earilwen - "dziewczyna blasku morza"
5. Melwen - "dziewczyna miłości"
A jednak znalazłam później jeszcze inną nazwę.
Nirnaeth - "łzy niepoliczone"
I naszła mnie ogromna wena! Alatriela zmienia się w Nirnaeth - córkę Galadrieli, która chce się dowiedzieć dlaczego ma tak smutne imię...
Więc informuję, że w rozdziałach zajdą zmiany. Mam jeszcze do Was jedną prośbę - napiszcie w komentarzach jak wyobrażacie sobie główną bohaterkę (kolor włosów, oczu). Postaram się ją zilustrować i Wam wrzucić. Rozdział mam już gotowy na kartce, pojawi się w poniedziałek. Tyle ode mnie.
Czeeeeeść!!!!!!! :)
~ Rosseth 

niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział 5

Minęło wiele dni odkąd wyruszyliśmy z Rivendell, a dziś dochodzimy do końca pustkowi dawnego Hollinu. Na wszystkich twarzach widać znużenie podróżą, ale dziś przynajmniej otoczenie się zmieni. Drużynę prowadzi Gandalf, za nim idą hobbici z kucykiem Billem, później Gimli, Aragorn i Boromir, ja, a na końcu Legolas. Wszyscy milczą, pochłonięci obawami. W mojej głowie tkwi wiele pytań bez odpowiedzi. Co ja tutaj robię? Dlaczego  żyję w Śródziemiu, skoro Tolkien nigdy nie wspomniał o "Alatarieli, córce Galadrieli"? Czy wszystkie wydarzenia z książki będą takie same teraz, ze mną?
Gdy znajdujemy miejsce, w którym możemy przenocować, moje rozmyślania przerywa Legolas, który od paru dni nic nie mówił.
- Pani? Cała Drużyna jest markotna... Czy zaśpiewałaby nam coś pani? - zapytał nieśmiało. Uśmiechnęłam się do niego.
- Oczywiście, meldir*. - Przerywam na chwilę, żeby szybko pprsypomnieć sobie tekst jakiejś piosenki.- Zaśpiewam dla was piosenkę... o Ogniu Smauga, który strzegł królestwa krasnoludów Ereboru.
Oczy Legolasa wydają się zaskoczone, zawiedzione i lekko niezadowolone. Gimli podnosi wzrok znad swojego toporka i nabiera powietrza ustami, po czym podchodzi bliżej i siada. Wpatruje się we mnie z zainteresowaniem. Wszyscy patrzą na mnie i zostawiają rzeczy, którymi się właśnie zajmowali. Postanawiam zignorować pesymizm elfa i zaczęłam śpiewać czystym głosem:

Oh, misty eye of the mountain below
Keep careful watch of my brothers' souls
And should the sky be filled with fire and smoke
Keep watching over Durin's sons **



Przypominam sobie moją gitarę, na której grałam w moim "człowieczym" życiu. Przydałaby mi się teraz... Mój wzrok kieruję na Góry Mgliste i kontynuuję.

If this is to end in fire
Then we should all burn together
Watch the flames climb high into the night


Calling out father oh
Stand by and we will
Watch the flames burn auburn on
The mountain side 


And if we should die tonight
Then we should all die together
Raise a glass of wine for the last time

Calling out father oh
Prepare as we will
Watch the flames burn auburn on
The mountainside
Desolation comes upon the sky


Kątem oka zauważam, że Legolas zamknął oczy, a Aragorn pochylił głowę. Gandalf zmarszczył brwi i mierzył mnie wzrokiem. Boromir, hobbici, a szczególnie Gimli słuchali mnie w skupieniu.

Now I see fire
Inside the Mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire
Hollowing souls
I see fire
Blood in the breeze
And I hope that you remember me

Oh, should my people fall
Then surely I'll do the same
Confined in mountain halls
We got too close to the flame

Calling out father oh
Hold fast and we will
Watch the flames burn auburn on
The mountain side
Desolation comes upon the sky

Now I see fire
Inside the Mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire
Hollowing souls
I see fire
Blood in the breeze
And I hope that you remember me

And if the night is burning
I will cover my eyes
For if the dark returns
Then my brothers will die
And as the sky is falling down
It crashed into this lonely town
And with that shadow upon the ground
I hear my people screaming out

Now I see fire
Inside the Mountain
I see fire
Burning the trees
And I see fire
Hollowing souls
I see fire
Blood in the breeze [...]


Stoję jeszcze chwilę nieruchomo, a potem odwracam się do Drużyny. Legolas wydaje się być bardzo zamyślony. Nikt niczego nie mówi. Gandalf otworzył usta, ale zrezygnował i zamknął je. W końcu Gimli przerwał ciszę.
- Dlaczego, będąc krasnoludem, nigdy nie słyszałem tej pieśni? Czy moje plemię ją kiedyś śpiewało? Skąd zna pani tę pieśń?
Nie wiem co powiedzieć...
- Jestem jedyną osobą w Śródziemiu, która zna tę pieśń i inne. - staram się, żeby to brzmiało mądrze, ale nie zawsze wymyślanie wypowiedzi na szybko mi wychodzi. - Historię Ereboru i wyprawy Kompanii Thorina II Dębowej Tarczy znam bardzo dobrze. Znam członków Kompanii i ich historię. Doskonale wiem, jaką Bilbo Baggins odbył rozmowę z Gandalfem i krasnoludami, zanim wyszedł z domu. - to nie brzmi dobrze - Znam też... - urwałam przerażona. Prawie powiedziałam! Jeszcze dwa słowa i zdradziłabym się! Biorę głęboki wdech i siadam. Drużyna bada mnie wzrokiem.
- Wszystko dobrze, pani? - pyta Aragorn. Kiwam głową. Legolas patrzy na mnie z niepokojem. Zamykam oczy. Gdybym to powiedziała, nie wiem, co mogłoby się stać. Elf ratuje sytuację.
- Zajmę się nią, śpijcie.
Podczas gdy Drużyna przygotowuje się do snu, Legolas siada obok mnie. Otwieram oczy, a on pyta szeptem:
- Dlaczego śpiewała pani o krasnoludach?
- Mów do mnie po imieniu, proszę, Legolasie. - mówię cicho, nie odpowiadając na pytanie.
- Dlaczego, Nirnaeth? - uparcie wpatruje się w moje oczy.
- Ja... Ja po prostu chciałam, żeby Gimli usłyszał tę piosenkę. - szepczę, niepewna tego, co mówię. Elf marszczy brwi.
- Krasnoludy nie są naszymi przyjaciółmi. Nie powinnaś była tego robić.
Chwilę zastanawiam się nad znaczeniem tych słów, a potem reaguję:
- Przed nami wojna, Legolasie. Wszystkie dobre rasy powinny złączyć siły, żeby zwalczyć Nieprzyjaciela. Zobaczysz, tak będzie. Zapamiętaj moje słowa. Musimy zebrać armię tak wielką, jak się tylko da. Armię godną Gondoru i powrotu jego Króla.
Po tych słowach odwracam się i udaję, że śpię. Tak naprawdę intensywnie myślę o tym, co powiedziałam. Już wiem.
Wiem, co zamierzam zmienić w tej historii.
Spróbuję powiększyć armię przed Wojną o Pierścień, zawołać elfy i krasnoludy do walki.

* * *

Wkrótce ruszamy znowu. Gandalf chce iść przez Caradhras.
- Mithrandirze, to zły pomysł. Tam złapie nas wichura i śnieg. - zwracam się do niego.
- Pani, nie ma innej drogi. Damy radę. - maszeruje dalej, najwyraźniej nie zamierzając się choć na chwilę zatrzymać.
-Będziemy musieli zawrócić, wiem to. Nie nadkładajmy sobie niepotrzebnie drogi.
- Co w takim razie pani proponuje? Jak mamy iść inaczej? Przez Morię? - pyta.
- Właśnie. - odpowiadam głośno. Gandalf aż się zatrzymuje, cała Drużyna też. Czarodziej świdruje mnie wzrokiem, a Legolas otwiera szerzej oczy. Mówię dalej.
- Na szczycie Caradhras będzie za dużo śniegu. - zwracam się do wszystkich. - Nie mamy szans przedrzeć się przez niego. Mimo wszystko Moria będzie bezpieczniejszym przejściem dla nas, niż te Góry. Nie bójcie się, przyjaciele!
Gimli popiera mój pomysł. Przekonuję hobbitów i Gandalfa. Krasnolud opowiada o wspaniałym królestwie i jak go jego kuzyn Balin przywita. Przykro będzie patrzeć, jak jego mina zrzednie, gdy się dowie o goblinach w Morii i śmierci Balina... Uprzedzić go czy nie? Z bólem serca podchodzę do niego i zaczynam.


- Mój Gimli, cudownie patrzeć, jak cieszysz się odwiedzeniem Morii. Jednak pamiętaj, że będziemy tam tylko w celu bezpiecznego przejścia. Musimy szybko przejść przez królestwo, żeby jak najszybciej dążyć dalej. Zostaniemy za to na kilka dni w moim lesie Lorien. Wiedz, że Moria nie jest już bezpieczna…
- Pani, możemy zabawić w Morii na trochę! Balin ugości nas bardzo przyzwoicie i bezpiecznie.
- Gimli, muszę powiedzieć ci coś smutnego… - jego uśmiech znika. – W Morii nie ma już krasnoludów…
- Jak to… - jest przerażony. Zauważam, jak do jego oczu napływają łzy.
- Gobliny przejęły królestwo. Zabiły twoich współplemieńców… - mówię bardzo smutna. Gimli wybucha płaczem
- Jak? Skąd pani to wie? – szlocha. Przytulam krasnoluda. Nie mogę mu odpowiedzieć. Po prostu idę dalej.

Musiałam, myślę patrząc na elfa idącego niedaleko i przyglądającego się nam, on powinien to wiedzieć... Legolas tylko kiwa głową, a potem spuszcza wzrok i wędruje za Drużyną. Ani on, ani Gimli nie mówią już nic przez ten etap podróży.

* * *
* meldir -> (Sin.) przyjaciel (w rodzaju męskim)
** Ed Sheeran - "I See Fire" (chyba każdy zna)

Daaawno mnie tu nie było! No cóż, nauka nauka nauka! Ale macie upragniony rozdział <3 Nie wiem, jak będzie w wakacje, gdyż wyjeżdżam. Ale jak tylko znajdę chwilkę, gdy będę miała internet, postaram się coś dla Was dodać :* Widzę, że czekaliście cierpliwie i sprawdzaliście często, bo mamy 2116 WYŚWIETLEŃ!!!! Dziękuję Wam bardzo, to bardzo mnie motywuję. Komentujcie, obserwujcie <3

10 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

~Rosseth

czwartek, 7 maja 2015

Ważne info!

UWAGA

W związku z tym, że mam 2 tygodnie na przeczytanie 4 książek i ich zaliczenia, napisanie pięciostronowej pracy humanistycznej (piszę o Tolkienie, no kto by się spodziewał!), inne wypracowanie, itd, zawieszam pisanie fan fiction do czerwca. Właściwie w następnym tygodniu lecę do Budapesztu w ramach pewnego projektu, więc ogólnie mam mega problem, żeby się ze wszystkim obrobić. Strasznie Was przepraszam, widziałam komentarze. Jesteście naprawdę najlepsi, przemili! Kocham Was i chętnie dla Was piszę, ale moja sytuacja w szkole jest dość słaba. Mam nadzieję, że zrozumiecie. Także od czerwca startujemy na nowo! :)

Dzięki za zrozumienie <3

~Rosseth

środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 4

* Parę dni później *
Dzisiaj może dotrzemy do Rivendell. Schodzimy z Gór Mglistych i dążymy na zachód. Jest trochę cieplej niż na szczytach. Zauważyłam, że odkąd zaśpiewałam "The Last Goodbye" w jaskini, Legolas częściej na mnie patrzy. Kiedy tylko na niego spoglądałam, on właśnie mnie obserwuje. Oczywiście błyskawicznie odwraca wzrok, udając, że właśnie rozglądał się wokół. To zabawne, choć, muszę przyznać, czuję się trochę nieswojo. Niewiele z nim rozmawiam, raczej wymieniamy te dziwne uśmiechy (on zaczyna, ja tylko odwzajmniam z rozbawienia jego głupkowatym zachowaniem!!!)
Opuszczenie gór zdecydowanie poprawiło nam nastroje. Legolas idzie przodem, a ja i Haldir rozmawiamy o tym i owym. Pod koniec dnia zmęczeni wędrówką przybywamy do Rivendell. Teraz moje oczy są stale wytrzeszczone, muszę wyglądać tragicznie: obchodzę miasto, przyglądam się wszystkiemu. Gdy zauważam Aragorna i Boromira, czuję się, jakby moje serce fikało koziołki. Elrond i Arwena (na których widok ponownie mnie zamurowało) witają nas w swoim mieście z dostojną elficką gracją. Gdy nocą spacerowałam po korytarzach tego cudownego królestwa, spotykam w końcu mojego druha Legolasa. On też zwiedzał.
- Witam, pani. Czyż to nie jest bân? To wszystko, Rivendell? - zachwyca się mój przyjaciel.
- Jest wspaniałe. - wzdycham i obracam się, by spojrzeć na obrazy. - Jutro Narada... Martwię się, co jeśli Drużyna Pierścienia będzie inna? - mówię na głos swoje myśli, a w głowie kopię się w dupę. Cholera, czemu ja to powiedziałam?! Elf patrzy na mnie podejrzliwie.
- Inna? Inna od czego? - pyta patrząc mi w oczy. Nie chcę kłamać mu w twarz, ale nie powiem przecież prawdy. Nie wiadomo, do czego bym doprowadziła.
- Miałam na myśli... - zaczynam niepewnie - że eeem... na przykład zostaną wybrane niewłaściwe osoby. - spuszczam wzrok. Chyba się wyratowałam? Obawiam się, że zauważy moje zakłopotanie. Podchodzi do mnie.
- Wszystko będzie właściwe, jeśli będzie tam pani. - szepcze. Podnoszę głowę i widzę jego jasne oczy. Co on powiedział?! Nie jestem aż tak głupia, żeby nie pomyśleć o tym, że takie słowa mogą coś znaczyć. O nie! Nie, nie nie! Legolas nie może tego zrobić! Nie wolno mu się absolutnie zakochać! Nie pozwolę, żeby przeze mnie historia Tolkiena się zmieniła. Szukam słów, żeby mu to jakoś wytłumaczyć, ale w głowie mam pustkę. Staram się wymyślić cokolwiek na szybko, ale elf przerywa moje rozmyślania.
- Chyba już pójdę spać. Lepiej, żebym był jutro wypoczęty. Pani też powinna. Dobranoc. - mówi i odwraca się.
- Legolasie... Dziękuję. Bez ciebie nigdy nie przeszlibyśmy Gór Mglistych.
- Proszę, hiril vuin*. - widzę jego uśmiech. Potem odchodzi. Ja także idę do pokoju. On jest bardzo uroczu, nie ukrywam. Ale ponieważ historia Tolkiena jest dla mnie jak święta, zrobię, co tylko mogę, żeby nie zmieniać sensu i przebiegu wydarzeń.


 * * *

Poranne słońce wyrywa mnie ze snu bardzo wcześnie. Przez nocne spacery spałam krótko, ale o dziwo czuję się bardzo wypoczęta. Jak co rano, pierwsze co robię: porządkuję myśli. Tak, nadal jestem w Śródziemiu. Tak, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Chwila, co wczoraj było? Ach tak, wczoraj przyszliśmy do Rivendell. Uśmiecham się szeroko. Co potem? Legolas powiedział mi coś dziwnego. Hmmm... Nie mam ochoty teraz o tym myśleć. Dziś zamierzam tylko cieszyć się pięknym miejscem, w jakim się znalazłam.
Zaraz, zaraz... CZY MÓJ MÓZG JUŻ ZUPEŁNIE NIE PRACUJE?! Nie poprzechadzasz się, droga Nirnaeth.
DZISIAJ JEST NARADA. Ale ja jestem głupia, jak mogłam zapomnieć?! Whatever... Boże! Oddycham głęboko parę razy. Co teraz ze mną będzie? Z tego, co wiem nikogo z Lorien nie ma w Drużynie...
Jem śniadanie przy długim stole na wielkiej sali razem z innymi istotami Śródziemia zwołanymi i wtajemniczonymi. Gdzieś pomiędzy innymi miga mi przed oczami Frodo. Postanawiam jednak nie przyglądać się mu zanadto w tej chwili i skupiam się na smaku świetnej potrawy, którą dostałam. Siedzę między Haldirem, a jakimś innym elfem. Trochę z nimi gawędzę. Na przeciwko mnie po skosie siedzi Legolas. Przez całe śniadanie jako tako utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Niedaleko siedzą ludzie Boromira i on sam, dalej obżerają się krasnoludy, a wśród nich Gimli. Na końcu stołu dostrzegam Gandalfa i Froda.
Po pysznym posiłku Elrond zabiera nas do sali, w której ma się odbyć Narada. Siadamy w kole, a Frodo kładzie Pierścień na środku. Elrond opowiada jego znaną mi już bardzo dokładnie historię. W końcu mówi, że Pierścień trzeba zniszczyć. Gimli wstaje i rozwala na nim swój topór. Następnie zaczyna się kłótnia Legolasa z Boromirem, a potem z krasnoludami. Wszystkie elfy wstają i spierają się z tamtymi, ale ja siedzę. W myślach chcę powiedzieć: "Usiądź, Legolasie, przestań się z nimi kłócić. Naprawdę, to nie ma sensu." Gdy tylko o tym myślę, Legolas odwraca się od Gimliego i patrzy na mnie. Ma oczy szeroko otwarte, jakby ze zdziwienia. O co mu chodzi? Po chwili skina głową i ucisza innych. Usłyszał w głowie mój głos! Czyli to potrafię, jak moja matka! Łał... Frodo wstaje.
- Ja to zrobię! Zaniosę Pierścień do Mordoru.
Zaczyna się! Jedna z moich najukochańszych scen. Dołącza do niego Gandalf. Potem kolej na Aragorna. Mówi swoją kwestię i w końcu słyszę:
- Masz mój miecz.
- I mój łuk.
- I mój topór!
Potem Boromir dołącza. Przybiega Samwise, upierając się, że też pójdzie. Pojawiają się też Merry i Pippin. Patrzę na tę scenę jak zaczarowana. Słyszę Elronda:
- Tworzycie Drużynę Pierścienia...
- Chwileczkę! Myślę, że jeszcze jedna osoba powinna do nas dołączyć... - przerywa mu Legolas i patrzy na mnie. Nagle wszystkie oczy zwracają się w moją stronę.
- Nie sądzę, żeby kobieta się przydała. - mówi Boromir. - Lepiej niech zostanie tu, to zbyt niebezpieczna wyprawa.
- Boromirze, jest to niebezpieczna wyprawa tak samo dla mnie, jak dla ciebie. Dołącznie do Drużyny będzie dla mnie ogromnym zaszczytem. Doskonale rozumiem niebezpieczeństwo, o którym mówisz. I choć moja matka, ani żadna konieta spośród elfów z Lorien, nie walczy, ja tak i to dobrze. Oczywiście dołączę, jeśli mój pan Elrond pozwoli. - odpowiadam mu, po czym kłaniam się Elrondowi.
- Nirnaeth, córko Galadrieli. Jesteś niezwykle szlachetną panią. Szanuję twoje decyzje. Dołącz. - zabiera głos Elrond. Ustawiam się obok Legolasa. - Dziesięć piechurów tworzy tę Drużynę Pierścienia.


* * *

* bân -> (Sin.) piękne
** hiril vuin -> (Sin.) moja pani

Wreszczie jest! Matko, przepraszam, że nie było rozdziału! No, ale teraz już zaczynamy wyprawę... Możecie próbować zgadywać następne wydarzenia w komentarzach! ;) Uprzedzam, że UWIELBIAM opisywać emocje, które wynikają z wyrazu twarzy, więc tego trochę będzie :) Proszę piszcie w komentarzach, czego chcecie więcej - opisów krajobrazów, wyglądu, dialogów, itp. ! Czekam na wasze propozycje :* Dodatkowo pamiętajcie, że WSZYSTKO, CO PISZECIE JEST DLA MNIE MOTYWACJĄ!!! <3 więc zostawcie po sobie ślad :*
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA 1000 WYŚWIETLEŃ!!! KOCHAM WAS! Jesteście najlepsi, naprawdę! :* <3

7 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

Dacie radę! <3

~ Rosseth

 Ps. tak w ogóle to mam bekę z tego gifa, jeśli kogoś to interesuje :D


niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 3

[...] Nie wiem, jak wytrzyamy tę noc...
* * *
Pniemy się wyżej i wyżej. Do irytującego silnego wiatru dołącza śnieg. Nie przerywamy wspinaczki, Legolas uparcie popędza zmęczonego konia. W końcu śnieżyca staje się tak mocna, że zsiadamy z wierzchowców. Indilwen dzielnie, lecz z trudem idzie za mną pod górę, chwiejnie stawiając kopyta.
Po paru godzinach tej wyczerpującej wspinaczki, moja klacz pada. Potyka się i przewraca na kolana, a potem kładzie się w śniegu.
- Indilwen! Co mamy zrobić? - wołam do moich towarzyszy, którzy trzymali się z przodu. Klękam obok mojego konia, głaszcząc po szyi. - Haldirze, Legolasie!
Obracają się i podbiegają. Legolas od razu reaguje - grzebie w swoim tobołku i wyjmuje jakiś napój.
- To doda nam wszystkim sił. Trzymałem go na najczarniejszą godzinę, ale widzę, że nadeszła teraz. Niech każdy weźmie po malutkim łyku, żeby starczyło dla wszystkich. Rozgrzejemy się i odzyskamy siły. Tylko musimy się pospieszyć, inaczej konia zasypie śnieg - tłumaczy i podaje mi flakonik. Biorę kilka kropel i podaję dalej. Na koniec elf daje trochę zwierzętom. Pełni mowych sił ruszamy w dalszą drogę. Nie mam pojęcia, jak i gdzie przenocujemy przy tej pogodzie. Ciągle myślę o naszych biednych koniach i w końcu mówię do Legolasa:
- Konie nie przejdą przez te góry! wypuśćmy je, potem będzie na to za późno. Niech wracają do swoich domów, proszę. Nie mogę patrzeć jak się tu trudzą... - może zabrzmiało to dziecinnie, no cóż.
- Też o tym myślałem, nie skończą tu dobrze. Haldirze, wypuszczamy konie!
Żegnam Indilwen, widzę, że jej też przykro nas opuszczać. Przemawiamy do wierzchowców motywująco i patrzymy, jak się oddalają w tej śnieżycy.
Idziemy sami przez Góry Mgliste. Z każdym krokiem bliżej do Rivendell, jednak z każdym krokiem także naszych sił ubywa.
Wieczorem znajdujemy schronienie - małą jaskinię w skale. W środku jest zimno, czuć wiatr, a my nie mamy z czego już rozpalić ogniska...
-Owińmy się ciepło kocami. Będziemy zmieniać warty. Ja zacznę, potem pani Alatariela, a na końcu Haldir. Nie możemy tu za długo siedzieć, bo śnieg zasypie wejście do jaskini. - mówi Legolas. Haldir jest zmęczony, kładzie się i od razu zasypia. W naszej "norze" nic nie widać. Słyszę jak wiatr wieje w górach, szepcze między skałami. Jest mi zimniej niż kiedykolwiek mi było, leżę dygocząc i nie mogę zasnąć. Zaczynam szeptać do siebie słowa jednej z piosenek, których słuchałam milion razy, w każdym razie jak byłam człowiekiem...

I'm not lost
I'm just finding
My way
In the world
In the big old world

Do you ever, do you ever, do you wonder?
Wonder where your dreams go?
Do you feel like you're falling under?
Under it all? *

Legolas, dotychczas siedzący nieruchomo pod ścianą jaskini, poruszył się, nasłuchiwając. W końcu pyta:
- Co to za piosenka, pani? Niepodobna do pieśni elfów z Lorien, właściwie do żadnych elfów.
- Sama nie wiem... Nikt w Śródziemiu nie zna moich piosenek, nawet moja matka. - przez chwilę zastanawiam się, czy powiedzieć mu o moim dziwnym pojawieniu się tu, ale ostatecznie odrzucam tę myśl.
- Zaśpiewa pani coś jeszcze? - pyta elf nieśmiało. Cholera, co mam mu zaśpiewać?! W moim świecie większość piosenek jest o miłości. Szybko decyduję się na najbardziej podobną do piosenek Śródziemia i mój głos wypełnia małą jaskinię:

I saw the light fade from the sky
On the wind I heard a sigh
As the snowflakes cover my fallen brothers
I will say this last goodbye

  Night is now falling
So ends this day
The road is now calling
And I must away
Over hill and under tree
Through lands where never light has shone
By silver streams that run down to the sea**

Milknę, żeby spojrzeć w stronę wyjścia. Jest bardzo ciemno, ale nagle chyba księżyc wychodzi zza chmur, bo widzę teraz śnieg na zewnątrz, oświetlony zimnym światłem. Przestał padać. Dostrzegam cień siedzącego elfa. Ma zamknięte oczy, skupia się na dźwięku echa mojego głosu. Gdy je otwiera, spogląda na mnie z uśmiechem. Odwzajemniam go. Nienawidzę komplementów, więc zanim elf zdąża coś powiedzieć, śpiewam dalej patrząc mu w oczy:

Under cloud, beneath the stars
Over snow one winter’s morn
I turn at last to paths that lead home
And though where the road then takes me
I cannot tell
We came all this way
But now comes the day
To bid you farewell
Many places I have been
Many sorrows I have seen
But I don’t regret
Nor will I forget
All who took the road with me 
  Night is now falling
So ends this day
The road is now calling
And I must away
Over hill and under tree
Through lands where never light has shone
By silver streams that run down to the sea

  To these memories I will hold
With your blessing I will go
To turn at last to paths that lead home
And though where the road then takes me
I cannot tell
We came all this way
But now comes the day
To bid you farewell

I bid you all a very fond farewell

Gdy kończę, odwracam wzrok na zewnątrz.
- To na pewno piosenka różna od naszych. Nie wie, skąd ją pani zna, ale musi pani wiedzieć, że jeszcze będę chciał ją usłyszeć. Ma pani piękny głos. - mówi cicho Legolas, po czym uśmiecha się. Czuję, że mogłabym tak wiecznie śpiewać, byle zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
- Dziękuję... - szepczę, zapewne rumieniąc się. Potem bez słowa zasypiam.
* * *
* Nina Nesbitt - Way In The World
** Billy Boyd - The Last Goodbye [Tolkieniści pewnie znają ;)]

Tyle na dziś :) Widziałam, że niektórzy nie mogli się doczekać i komentowali kilka razy :* dziękuję za 600 wyświetleń i te przemiłe komentarze! Nie wiecie, jak się cieszę, gdy je czytam :D Pamiętajcie, że każdy ślad jaki zostawiacie po sobie pod postami jest dla mnie OGROMNĄ motywacją, naprawdę! :) Więc mam nadzieję, że zostawicie coś po sobie! Podawajcie swoje blogi, poczytam sobie :) Paa! <3

 5 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ!


~Rosseth

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 2

* * *
Nie wierzę. To naprawdę on...

Obrócił się do nas. Jego oczy były takie, jakie powinny być - niebieskoszare i bystre. Podchodzi do mnie i ogląda mój łuk. Boże, chyba moje serce wskoczyło mi do gardła!
- Broń elfów z Lorien... - szepcze i przenosi wzrok na mnie.


Nie wiem, jak się zachować, więc wyjmuję mu z jego białych rąk moją broń i zakładam na plecy. Gdy znowu na niego patrzę, widzę że nie przestał mnie obserwować. Czuję się dość nieswojo, więc odwracam wzrok na Haldira. Mój towarzysz mnie ratuje:
- Tak, jesteśmy z Lorien. Jedziemy do Rivendell. Mam na imię Haldir. - i kłania się delikatnie.
Łucznik również mu się kłania.
- Jestem Legolas. Mój ojciec to Thranduil, król elfów z Mrocznej Puszczy. - na dźwięk jego głosu uśmiecham się, nieświadomie. - a pani? - zwraca się do mnie.
- Jestem Nirnaeth, córka Galadrieli i Celeborna. - odpowiadam mu. Dostrzegam szacunek w jego oczach. Kłania się nisko i całuje moją rękę , a potem informuje nas:
- Mae govannen*, pani Nirnaeth. Tak się składa, że ja również wybieram się do Rivendell. Mógłbym wam potowarzyszyć i pomóc, jeśli pojawi się Nieprzyjaciel. Góry Mgliste są niebezpieczne... 
Zauważyłam, że nie puścił mojej ręki, ciągle ją trzyma. W duchu skaczę z radości, ale naprawdę wpatruję się poważnie w niego. Przez dłuższą chwilę toczymy wojnę na spojrzenia, nie zamierzam odpuścić. W końcu Legolas uśmiecha się pięknie, odwraca wzrok i puszcza moją dłoń. Tryumfalnie odwracam się i wsiadam na mojego konia. Moi towarzysze robią to, co ja i bez słowa kierujemy się na zachód, w stonę Gór.
Wieczorem zatrzymujemy się u samego podnóża skał, ale mimo coraz chłodniejszej temperatury postanawiamy nie rozpalać ogniska ze względu na orków. Nigdy nie spałam pod gołym niebem, gdy było tak zimno. Okrywam się wszystkim, czym się da i próbuję zasnąć, ale nie mogę. Haldir śpi. Legolas pełni wartę i stoi w kapturze patrząc na daleką już Mroczną Puszczę. Nagle odwraca się i kieruje swój wzrok na mnie.
- Nie śpi pani? - pyta cicho. Kręcę głową i spuszczam wzrok, a potem siadam, otulona kocem. Elf podchodzi i usadawia się obok. Chwilę siedzimy w milczeniu. Zaczynam drżeć z zimna i czuję, że drętwieją mmi stopy i palce. Legolas zaczyna nucić znaną mi piosenkę o Nimrodel:
An Elven-maid there was of old,
A shining star by day:
Her mantle white was hemmed with gold,
Her shoes of silver-grey.

A star was bound upon her brows,
A light was on her hair
As sun upon the golden boughs
In Lórien the fair.

Her hair was long, her limbs were white,
And fair she was and free;
And in the wind she went as light
As leaf of linden-tree.

Beside the falls of Nimrodel,
By water clear and cool,
Her voice as falling silver fell
Into the shining pool.

Where now she wanders none can tell,
In sunlight or in shade;
For lost of yore was Nimrodel
And in the mountains strayed.

The elven-ship in haven grey
Beneath the mountain-lee
Awaited her for many a day
Beside the roaring sea.

A wind by night in Northern lands
Arose,and loud it cried,
And drove the ship from elven-strands
Across the streaming tide.

When dawn came dim the land was lost,
The mountains sinking grey
Beyond the heaving waves that tossed
Their plumes of blinding spray.

Amroth beheld the fading shore
Now low beyond the swell,
And cursed the faithless ship that bore
Him far from Nimrodel.

Of old he was an Elven-king,
A lord of tree and glen,
When golden were the boughs in spring
In fair Lothlórien.

From helm to sea they saw him leap,
As arrow from the string,
And dive into the water deep,
As mew upon the wing.

The wind was in his flowing hair,
The foam about him shone;
Afar they saw him strong and fair
Go riding like a swan.

But from the West has come no word,
And on the Hither Shore
No tidings Elven-folk have heard
Of Amroth evermore.
Gdy jego piękny głos cichnie, prawię już śpię. Resztkiem sił, bardzo zmęczona spoglądam jeszcze na niego i uśmiecham się z przymrużonymi oczami. Potem opadam na moje "posłanie" i zasypiam.
Gdy się budzę, moi towarzysze już krzątają się przy koniach. Legolas karmi swojego rumaka, po czym podchodzi do zwierzęcia mojego i Haldira i przemawia do nich, dając im jedzenie. Haldir, widząc, że ożyłam, wita mnie i podaje mi lembasa. Zjadam go, po czym wstaję. Nie czuję moich palców w żadnej kończynie... Mimo trudu podchodzę do worka z jedzeniem i częstuję Legolasa naszym chlebem. Ten, skromnie dziękuje, ale zjada ze smakiem. Wyruszamy w drogę. Boję się Gór Mglistych, nie wiadomo, co tam się może czaić. Nie wyglądały zbyt zachęcająco z daleka...


Konie pną się pod górę po stromym zboczu. Jest coraz zimniej, im wyżej jesteśmy. Mam wrażenie, że siedząc na Indilwen wyglądam jak worek ziemniaków. Zaczynam się źle czuć, wiatr wieje silnie, mrużę oczy i opieram się o szyję zwierzęcia. Patrzę na kompanów: im także jest trudno. Haldir osłania ręką oczy i popędza swojego konia, a Legolas łapie się za grzywę i przytrzymuje łuk, żeby nie spadł. Nie wiem, jak wytrzymamy noc...

* * *
* - "Mae govannen" w języku elfów oznacza "miło poznać" :)

Tyle w tym rozdziale! Dzisiaj mniej dramatyczne zakończenie, jednak też emocjonujące, bo dużo się w tej części wydarzyło :) dzięki za czytanie i już ponad 250 wyświetleń bloga! <3

5 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

Dacie radę! :D
~Rosseth