środa, 29 kwietnia 2015

Rozdział 4

* Parę dni później *
Dzisiaj może dotrzemy do Rivendell. Schodzimy z Gór Mglistych i dążymy na zachód. Jest trochę cieplej niż na szczytach. Zauważyłam, że odkąd zaśpiewałam "The Last Goodbye" w jaskini, Legolas częściej na mnie patrzy. Kiedy tylko na niego spoglądałam, on właśnie mnie obserwuje. Oczywiście błyskawicznie odwraca wzrok, udając, że właśnie rozglądał się wokół. To zabawne, choć, muszę przyznać, czuję się trochę nieswojo. Niewiele z nim rozmawiam, raczej wymieniamy te dziwne uśmiechy (on zaczyna, ja tylko odwzajmniam z rozbawienia jego głupkowatym zachowaniem!!!)
Opuszczenie gór zdecydowanie poprawiło nam nastroje. Legolas idzie przodem, a ja i Haldir rozmawiamy o tym i owym. Pod koniec dnia zmęczeni wędrówką przybywamy do Rivendell. Teraz moje oczy są stale wytrzeszczone, muszę wyglądać tragicznie: obchodzę miasto, przyglądam się wszystkiemu. Gdy zauważam Aragorna i Boromira, czuję się, jakby moje serce fikało koziołki. Elrond i Arwena (na których widok ponownie mnie zamurowało) witają nas w swoim mieście z dostojną elficką gracją. Gdy nocą spacerowałam po korytarzach tego cudownego królestwa, spotykam w końcu mojego druha Legolasa. On też zwiedzał.
- Witam, pani. Czyż to nie jest bân? To wszystko, Rivendell? - zachwyca się mój przyjaciel.
- Jest wspaniałe. - wzdycham i obracam się, by spojrzeć na obrazy. - Jutro Narada... Martwię się, co jeśli Drużyna Pierścienia będzie inna? - mówię na głos swoje myśli, a w głowie kopię się w dupę. Cholera, czemu ja to powiedziałam?! Elf patrzy na mnie podejrzliwie.
- Inna? Inna od czego? - pyta patrząc mi w oczy. Nie chcę kłamać mu w twarz, ale nie powiem przecież prawdy. Nie wiadomo, do czego bym doprowadziła.
- Miałam na myśli... - zaczynam niepewnie - że eeem... na przykład zostaną wybrane niewłaściwe osoby. - spuszczam wzrok. Chyba się wyratowałam? Obawiam się, że zauważy moje zakłopotanie. Podchodzi do mnie.
- Wszystko będzie właściwe, jeśli będzie tam pani. - szepcze. Podnoszę głowę i widzę jego jasne oczy. Co on powiedział?! Nie jestem aż tak głupia, żeby nie pomyśleć o tym, że takie słowa mogą coś znaczyć. O nie! Nie, nie nie! Legolas nie może tego zrobić! Nie wolno mu się absolutnie zakochać! Nie pozwolę, żeby przeze mnie historia Tolkiena się zmieniła. Szukam słów, żeby mu to jakoś wytłumaczyć, ale w głowie mam pustkę. Staram się wymyślić cokolwiek na szybko, ale elf przerywa moje rozmyślania.
- Chyba już pójdę spać. Lepiej, żebym był jutro wypoczęty. Pani też powinna. Dobranoc. - mówi i odwraca się.
- Legolasie... Dziękuję. Bez ciebie nigdy nie przeszlibyśmy Gór Mglistych.
- Proszę, hiril vuin*. - widzę jego uśmiech. Potem odchodzi. Ja także idę do pokoju. On jest bardzo uroczu, nie ukrywam. Ale ponieważ historia Tolkiena jest dla mnie jak święta, zrobię, co tylko mogę, żeby nie zmieniać sensu i przebiegu wydarzeń.


 * * *

Poranne słońce wyrywa mnie ze snu bardzo wcześnie. Przez nocne spacery spałam krótko, ale o dziwo czuję się bardzo wypoczęta. Jak co rano, pierwsze co robię: porządkuję myśli. Tak, nadal jestem w Śródziemiu. Tak, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Chwila, co wczoraj było? Ach tak, wczoraj przyszliśmy do Rivendell. Uśmiecham się szeroko. Co potem? Legolas powiedział mi coś dziwnego. Hmmm... Nie mam ochoty teraz o tym myśleć. Dziś zamierzam tylko cieszyć się pięknym miejscem, w jakim się znalazłam.
Zaraz, zaraz... CZY MÓJ MÓZG JUŻ ZUPEŁNIE NIE PRACUJE?! Nie poprzechadzasz się, droga Nirnaeth.
DZISIAJ JEST NARADA. Ale ja jestem głupia, jak mogłam zapomnieć?! Whatever... Boże! Oddycham głęboko parę razy. Co teraz ze mną będzie? Z tego, co wiem nikogo z Lorien nie ma w Drużynie...
Jem śniadanie przy długim stole na wielkiej sali razem z innymi istotami Śródziemia zwołanymi i wtajemniczonymi. Gdzieś pomiędzy innymi miga mi przed oczami Frodo. Postanawiam jednak nie przyglądać się mu zanadto w tej chwili i skupiam się na smaku świetnej potrawy, którą dostałam. Siedzę między Haldirem, a jakimś innym elfem. Trochę z nimi gawędzę. Na przeciwko mnie po skosie siedzi Legolas. Przez całe śniadanie jako tako utrzymywałam z nim kontakt wzrokowy. Niedaleko siedzą ludzie Boromira i on sam, dalej obżerają się krasnoludy, a wśród nich Gimli. Na końcu stołu dostrzegam Gandalfa i Froda.
Po pysznym posiłku Elrond zabiera nas do sali, w której ma się odbyć Narada. Siadamy w kole, a Frodo kładzie Pierścień na środku. Elrond opowiada jego znaną mi już bardzo dokładnie historię. W końcu mówi, że Pierścień trzeba zniszczyć. Gimli wstaje i rozwala na nim swój topór. Następnie zaczyna się kłótnia Legolasa z Boromirem, a potem z krasnoludami. Wszystkie elfy wstają i spierają się z tamtymi, ale ja siedzę. W myślach chcę powiedzieć: "Usiądź, Legolasie, przestań się z nimi kłócić. Naprawdę, to nie ma sensu." Gdy tylko o tym myślę, Legolas odwraca się od Gimliego i patrzy na mnie. Ma oczy szeroko otwarte, jakby ze zdziwienia. O co mu chodzi? Po chwili skina głową i ucisza innych. Usłyszał w głowie mój głos! Czyli to potrafię, jak moja matka! Łał... Frodo wstaje.
- Ja to zrobię! Zaniosę Pierścień do Mordoru.
Zaczyna się! Jedna z moich najukochańszych scen. Dołącza do niego Gandalf. Potem kolej na Aragorna. Mówi swoją kwestię i w końcu słyszę:
- Masz mój miecz.
- I mój łuk.
- I mój topór!
Potem Boromir dołącza. Przybiega Samwise, upierając się, że też pójdzie. Pojawiają się też Merry i Pippin. Patrzę na tę scenę jak zaczarowana. Słyszę Elronda:
- Tworzycie Drużynę Pierścienia...
- Chwileczkę! Myślę, że jeszcze jedna osoba powinna do nas dołączyć... - przerywa mu Legolas i patrzy na mnie. Nagle wszystkie oczy zwracają się w moją stronę.
- Nie sądzę, żeby kobieta się przydała. - mówi Boromir. - Lepiej niech zostanie tu, to zbyt niebezpieczna wyprawa.
- Boromirze, jest to niebezpieczna wyprawa tak samo dla mnie, jak dla ciebie. Dołącznie do Drużyny będzie dla mnie ogromnym zaszczytem. Doskonale rozumiem niebezpieczeństwo, o którym mówisz. I choć moja matka, ani żadna konieta spośród elfów z Lorien, nie walczy, ja tak i to dobrze. Oczywiście dołączę, jeśli mój pan Elrond pozwoli. - odpowiadam mu, po czym kłaniam się Elrondowi.
- Nirnaeth, córko Galadrieli. Jesteś niezwykle szlachetną panią. Szanuję twoje decyzje. Dołącz. - zabiera głos Elrond. Ustawiam się obok Legolasa. - Dziesięć piechurów tworzy tę Drużynę Pierścienia.


* * *

* bân -> (Sin.) piękne
** hiril vuin -> (Sin.) moja pani

Wreszczie jest! Matko, przepraszam, że nie było rozdziału! No, ale teraz już zaczynamy wyprawę... Możecie próbować zgadywać następne wydarzenia w komentarzach! ;) Uprzedzam, że UWIELBIAM opisywać emocje, które wynikają z wyrazu twarzy, więc tego trochę będzie :) Proszę piszcie w komentarzach, czego chcecie więcej - opisów krajobrazów, wyglądu, dialogów, itp. ! Czekam na wasze propozycje :* Dodatkowo pamiętajcie, że WSZYSTKO, CO PISZECIE JEST DLA MNIE MOTYWACJĄ!!! <3 więc zostawcie po sobie ślad :*
OGROMNIE DZIĘKUJĘ ZA 1000 WYŚWIETLEŃ!!! KOCHAM WAS! Jesteście najlepsi, naprawdę! :* <3

7 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

Dacie radę! <3

~ Rosseth

 Ps. tak w ogóle to mam bekę z tego gifa, jeśli kogoś to interesuje :D


niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 3

[...] Nie wiem, jak wytrzyamy tę noc...
* * *
Pniemy się wyżej i wyżej. Do irytującego silnego wiatru dołącza śnieg. Nie przerywamy wspinaczki, Legolas uparcie popędza zmęczonego konia. W końcu śnieżyca staje się tak mocna, że zsiadamy z wierzchowców. Indilwen dzielnie, lecz z trudem idzie za mną pod górę, chwiejnie stawiając kopyta.
Po paru godzinach tej wyczerpującej wspinaczki, moja klacz pada. Potyka się i przewraca na kolana, a potem kładzie się w śniegu.
- Indilwen! Co mamy zrobić? - wołam do moich towarzyszy, którzy trzymali się z przodu. Klękam obok mojego konia, głaszcząc po szyi. - Haldirze, Legolasie!
Obracają się i podbiegają. Legolas od razu reaguje - grzebie w swoim tobołku i wyjmuje jakiś napój.
- To doda nam wszystkim sił. Trzymałem go na najczarniejszą godzinę, ale widzę, że nadeszła teraz. Niech każdy weźmie po malutkim łyku, żeby starczyło dla wszystkich. Rozgrzejemy się i odzyskamy siły. Tylko musimy się pospieszyć, inaczej konia zasypie śnieg - tłumaczy i podaje mi flakonik. Biorę kilka kropel i podaję dalej. Na koniec elf daje trochę zwierzętom. Pełni mowych sił ruszamy w dalszą drogę. Nie mam pojęcia, jak i gdzie przenocujemy przy tej pogodzie. Ciągle myślę o naszych biednych koniach i w końcu mówię do Legolasa:
- Konie nie przejdą przez te góry! wypuśćmy je, potem będzie na to za późno. Niech wracają do swoich domów, proszę. Nie mogę patrzeć jak się tu trudzą... - może zabrzmiało to dziecinnie, no cóż.
- Też o tym myślałem, nie skończą tu dobrze. Haldirze, wypuszczamy konie!
Żegnam Indilwen, widzę, że jej też przykro nas opuszczać. Przemawiamy do wierzchowców motywująco i patrzymy, jak się oddalają w tej śnieżycy.
Idziemy sami przez Góry Mgliste. Z każdym krokiem bliżej do Rivendell, jednak z każdym krokiem także naszych sił ubywa.
Wieczorem znajdujemy schronienie - małą jaskinię w skale. W środku jest zimno, czuć wiatr, a my nie mamy z czego już rozpalić ogniska...
-Owińmy się ciepło kocami. Będziemy zmieniać warty. Ja zacznę, potem pani Alatariela, a na końcu Haldir. Nie możemy tu za długo siedzieć, bo śnieg zasypie wejście do jaskini. - mówi Legolas. Haldir jest zmęczony, kładzie się i od razu zasypia. W naszej "norze" nic nie widać. Słyszę jak wiatr wieje w górach, szepcze między skałami. Jest mi zimniej niż kiedykolwiek mi było, leżę dygocząc i nie mogę zasnąć. Zaczynam szeptać do siebie słowa jednej z piosenek, których słuchałam milion razy, w każdym razie jak byłam człowiekiem...

I'm not lost
I'm just finding
My way
In the world
In the big old world

Do you ever, do you ever, do you wonder?
Wonder where your dreams go?
Do you feel like you're falling under?
Under it all? *

Legolas, dotychczas siedzący nieruchomo pod ścianą jaskini, poruszył się, nasłuchiwając. W końcu pyta:
- Co to za piosenka, pani? Niepodobna do pieśni elfów z Lorien, właściwie do żadnych elfów.
- Sama nie wiem... Nikt w Śródziemiu nie zna moich piosenek, nawet moja matka. - przez chwilę zastanawiam się, czy powiedzieć mu o moim dziwnym pojawieniu się tu, ale ostatecznie odrzucam tę myśl.
- Zaśpiewa pani coś jeszcze? - pyta elf nieśmiało. Cholera, co mam mu zaśpiewać?! W moim świecie większość piosenek jest o miłości. Szybko decyduję się na najbardziej podobną do piosenek Śródziemia i mój głos wypełnia małą jaskinię:

I saw the light fade from the sky
On the wind I heard a sigh
As the snowflakes cover my fallen brothers
I will say this last goodbye

  Night is now falling
So ends this day
The road is now calling
And I must away
Over hill and under tree
Through lands where never light has shone
By silver streams that run down to the sea**

Milknę, żeby spojrzeć w stronę wyjścia. Jest bardzo ciemno, ale nagle chyba księżyc wychodzi zza chmur, bo widzę teraz śnieg na zewnątrz, oświetlony zimnym światłem. Przestał padać. Dostrzegam cień siedzącego elfa. Ma zamknięte oczy, skupia się na dźwięku echa mojego głosu. Gdy je otwiera, spogląda na mnie z uśmiechem. Odwzajemniam go. Nienawidzę komplementów, więc zanim elf zdąża coś powiedzieć, śpiewam dalej patrząc mu w oczy:

Under cloud, beneath the stars
Over snow one winter’s morn
I turn at last to paths that lead home
And though where the road then takes me
I cannot tell
We came all this way
But now comes the day
To bid you farewell
Many places I have been
Many sorrows I have seen
But I don’t regret
Nor will I forget
All who took the road with me 
  Night is now falling
So ends this day
The road is now calling
And I must away
Over hill and under tree
Through lands where never light has shone
By silver streams that run down to the sea

  To these memories I will hold
With your blessing I will go
To turn at last to paths that lead home
And though where the road then takes me
I cannot tell
We came all this way
But now comes the day
To bid you farewell

I bid you all a very fond farewell

Gdy kończę, odwracam wzrok na zewnątrz.
- To na pewno piosenka różna od naszych. Nie wie, skąd ją pani zna, ale musi pani wiedzieć, że jeszcze będę chciał ją usłyszeć. Ma pani piękny głos. - mówi cicho Legolas, po czym uśmiecha się. Czuję, że mogłabym tak wiecznie śpiewać, byle zobaczyć uśmiech na jego twarzy.
- Dziękuję... - szepczę, zapewne rumieniąc się. Potem bez słowa zasypiam.
* * *
* Nina Nesbitt - Way In The World
** Billy Boyd - The Last Goodbye [Tolkieniści pewnie znają ;)]

Tyle na dziś :) Widziałam, że niektórzy nie mogli się doczekać i komentowali kilka razy :* dziękuję za 600 wyświetleń i te przemiłe komentarze! Nie wiecie, jak się cieszę, gdy je czytam :D Pamiętajcie, że każdy ślad jaki zostawiacie po sobie pod postami jest dla mnie OGROMNĄ motywacją, naprawdę! :) Więc mam nadzieję, że zostawicie coś po sobie! Podawajcie swoje blogi, poczytam sobie :) Paa! <3

 5 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ!


~Rosseth

niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 2

* * *
Nie wierzę. To naprawdę on...

Obrócił się do nas. Jego oczy były takie, jakie powinny być - niebieskoszare i bystre. Podchodzi do mnie i ogląda mój łuk. Boże, chyba moje serce wskoczyło mi do gardła!
- Broń elfów z Lorien... - szepcze i przenosi wzrok na mnie.


Nie wiem, jak się zachować, więc wyjmuję mu z jego białych rąk moją broń i zakładam na plecy. Gdy znowu na niego patrzę, widzę że nie przestał mnie obserwować. Czuję się dość nieswojo, więc odwracam wzrok na Haldira. Mój towarzysz mnie ratuje:
- Tak, jesteśmy z Lorien. Jedziemy do Rivendell. Mam na imię Haldir. - i kłania się delikatnie.
Łucznik również mu się kłania.
- Jestem Legolas. Mój ojciec to Thranduil, król elfów z Mrocznej Puszczy. - na dźwięk jego głosu uśmiecham się, nieświadomie. - a pani? - zwraca się do mnie.
- Jestem Nirnaeth, córka Galadrieli i Celeborna. - odpowiadam mu. Dostrzegam szacunek w jego oczach. Kłania się nisko i całuje moją rękę , a potem informuje nas:
- Mae govannen*, pani Nirnaeth. Tak się składa, że ja również wybieram się do Rivendell. Mógłbym wam potowarzyszyć i pomóc, jeśli pojawi się Nieprzyjaciel. Góry Mgliste są niebezpieczne... 
Zauważyłam, że nie puścił mojej ręki, ciągle ją trzyma. W duchu skaczę z radości, ale naprawdę wpatruję się poważnie w niego. Przez dłuższą chwilę toczymy wojnę na spojrzenia, nie zamierzam odpuścić. W końcu Legolas uśmiecha się pięknie, odwraca wzrok i puszcza moją dłoń. Tryumfalnie odwracam się i wsiadam na mojego konia. Moi towarzysze robią to, co ja i bez słowa kierujemy się na zachód, w stonę Gór.
Wieczorem zatrzymujemy się u samego podnóża skał, ale mimo coraz chłodniejszej temperatury postanawiamy nie rozpalać ogniska ze względu na orków. Nigdy nie spałam pod gołym niebem, gdy było tak zimno. Okrywam się wszystkim, czym się da i próbuję zasnąć, ale nie mogę. Haldir śpi. Legolas pełni wartę i stoi w kapturze patrząc na daleką już Mroczną Puszczę. Nagle odwraca się i kieruje swój wzrok na mnie.
- Nie śpi pani? - pyta cicho. Kręcę głową i spuszczam wzrok, a potem siadam, otulona kocem. Elf podchodzi i usadawia się obok. Chwilę siedzimy w milczeniu. Zaczynam drżeć z zimna i czuję, że drętwieją mmi stopy i palce. Legolas zaczyna nucić znaną mi piosenkę o Nimrodel:
An Elven-maid there was of old,
A shining star by day:
Her mantle white was hemmed with gold,
Her shoes of silver-grey.

A star was bound upon her brows,
A light was on her hair
As sun upon the golden boughs
In Lórien the fair.

Her hair was long, her limbs were white,
And fair she was and free;
And in the wind she went as light
As leaf of linden-tree.

Beside the falls of Nimrodel,
By water clear and cool,
Her voice as falling silver fell
Into the shining pool.

Where now she wanders none can tell,
In sunlight or in shade;
For lost of yore was Nimrodel
And in the mountains strayed.

The elven-ship in haven grey
Beneath the mountain-lee
Awaited her for many a day
Beside the roaring sea.

A wind by night in Northern lands
Arose,and loud it cried,
And drove the ship from elven-strands
Across the streaming tide.

When dawn came dim the land was lost,
The mountains sinking grey
Beyond the heaving waves that tossed
Their plumes of blinding spray.

Amroth beheld the fading shore
Now low beyond the swell,
And cursed the faithless ship that bore
Him far from Nimrodel.

Of old he was an Elven-king,
A lord of tree and glen,
When golden were the boughs in spring
In fair Lothlórien.

From helm to sea they saw him leap,
As arrow from the string,
And dive into the water deep,
As mew upon the wing.

The wind was in his flowing hair,
The foam about him shone;
Afar they saw him strong and fair
Go riding like a swan.

But from the West has come no word,
And on the Hither Shore
No tidings Elven-folk have heard
Of Amroth evermore.
Gdy jego piękny głos cichnie, prawię już śpię. Resztkiem sił, bardzo zmęczona spoglądam jeszcze na niego i uśmiecham się z przymrużonymi oczami. Potem opadam na moje "posłanie" i zasypiam.
Gdy się budzę, moi towarzysze już krzątają się przy koniach. Legolas karmi swojego rumaka, po czym podchodzi do zwierzęcia mojego i Haldira i przemawia do nich, dając im jedzenie. Haldir, widząc, że ożyłam, wita mnie i podaje mi lembasa. Zjadam go, po czym wstaję. Nie czuję moich palców w żadnej kończynie... Mimo trudu podchodzę do worka z jedzeniem i częstuję Legolasa naszym chlebem. Ten, skromnie dziękuje, ale zjada ze smakiem. Wyruszamy w drogę. Boję się Gór Mglistych, nie wiadomo, co tam się może czaić. Nie wyglądały zbyt zachęcająco z daleka...


Konie pną się pod górę po stromym zboczu. Jest coraz zimniej, im wyżej jesteśmy. Mam wrażenie, że siedząc na Indilwen wyglądam jak worek ziemniaków. Zaczynam się źle czuć, wiatr wieje silnie, mrużę oczy i opieram się o szyję zwierzęcia. Patrzę na kompanów: im także jest trudno. Haldir osłania ręką oczy i popędza swojego konia, a Legolas łapie się za grzywę i przytrzymuje łuk, żeby nie spadł. Nie wiem, jak wytrzymamy noc...

* * *
* - "Mae govannen" w języku elfów oznacza "miło poznać" :)

Tyle w tym rozdziale! Dzisiaj mniej dramatyczne zakończenie, jednak też emocjonujące, bo dużo się w tej części wydarzyło :) dzięki za czytanie i już ponad 250 wyświetleń bloga! <3

5 KOMENTARZY = NASTĘPNY ROZDZIAŁ

Dacie radę! :D
~Rosseth

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 1

* * *
- Wraca pani pamięć? Podobno książę z Leśnego Królestwa w Mrocznej Puszczy również wybiera się do Rivendell. Legolas, syn Thranduila, słyszała o nim pani?
Czy słyszałam? Haha! Moja ulubiona postać w tej historii, chyba o niej słyszałam!
- Legolas? Och, tak, sporo o nim wiem... - mówię, starając się brzmieć spokojnie, ale mój wewnętrzny śmiech bierze górę i Haldir uważnie mi się przygląda. Musiałam w jego oczach wyjść na dziwaczkę... Niby nic nie pamiętałam,a nagle znam Legolasa. Mój towarzysz, widocznie zdziwiony moją reakcją, stara się to ukryć.
- Ciekawe, że akurat jego pani pamięta. Nigdy go nie spotkałem, ale mówiono mi, że jest niezwykle waleczny i bystry. - odpowiada.
- Tak, tak, ma bardzo bystre oczy... - wzdycham aktorsko, już teraz śmiejąc się głośno i szczerze. Rozbawiła mnie ta rozmowa i mina Haldira. Już nic nie odpowiedział, ale uśmiechnął się z szacunkiem.
W milczeniu dojechaliśmy do miejsca, gdzie Nimrodel wpada do Srebrnej Żyły i przejechaliśmy przez rzekę.
- Teraz pojedziemy na północ, w stronę Doliny Dimrilla wzdłuż Srebrnej Żyły i opuścimy Lorien. Pani, to niebezpieczna wyprawa, w dzisiejszych czasach Nieprzyjaciel może być wszędzie. Dlatego też chciałbym, jeśli nie ma pani nic przeciwko, znaleźć się dzisiaj za Doliną, żeby wieczorem być daleko za bramami Morii. Nigdy nie wiadomo, co może się czaić w tamtych krasnoludzkich rejonach... - odzywa się Haldir. Elfy nie lubią krasnoludów, to jasne.
- Gobliny z Morii raczej nie wychodzą stamtąd, jednak przyznam ci, Haldirze, że mnie również nie uśmiecha się nocowanie w Dolinie. Ruszmy lepiej galopem zaraz po wyjechaniu z naszych pięknych lasów, przenocujemy pod Górami, jeśli się pospieszymy. - kurczę, zaczynam wczuwać się w rolę elfa. Muszę przyznać, że to niesamowite uczucie... Jestem w Śródziemiu, moje największe marzenie nie wiem jakim cudem się spełnia!
Chwilę gawędzimy o niebepieczeństwach, elfach, koniach. Około południa wyjeżdżamy z Lothlorien. Haldir z żalem w oczach ogląda się na las. Żegnamy rzeki, po czym ruszamy z kopyta. Moja Indilwen, faktycznie wspaniałe zwierzę, stawia długie i pewne kroki po skałach. Po godzinie dojeżdżamy do wielkiej Doliny Dimrilla. W duchu pękam z radości i prawie płaczę ze wzruszenia, gdy ją widzę. Nie daję jednak nic po sobie poznać. Mój towarzysz niepewnie się rozgląda.
Wieczorem jesteśmy już pod Górami. Noc mija bez zaskoczeń, ale jakoś nie mogę zasnąć... Nie wierzę, co się dzieje. Jestem szczęśliwa, ale boję się. Mam całą listę zmartwień i pytań, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi: czy to nie sen? Czy jeśli zasnę, obudzę się w moim domu w łóżku, i pójdę do pracy jak zwykle? Co ze mną będzie, jeśli umrę w Śródziemiu? Czy mam jakiś wpływ na tok zdarzeń? ...
Mimo woli zasypiam.
Rano wstaję i widzę, że nadal jestem tu. Boże, to zwariowane! Ale świetne. Zjadamy po lembasie, i wskakujemy na konie. Haldir przemawia do nich w języku elfów i ruszają galopem. Zaraz... Zrozumiałam jego słowa! No, świetnie, nie ma to jak nie znać swoich umiejętności! Trochę rozmawiamy, teraz już po elficku, jak to elfom przystoi. Nie wiem skąd nagle wszystko rozumiem... Może moja postać naprawdę straciła pamięć i powoli sobie wszystko przypomina? Ale dlaczego pamięta moje "poprzednie" życie?
Może znajdę kiedyś odpowiedzi na te zagadki...
Wjeżdżamy na Pola Gladden. To tutaj w 2 roku Trzeciej Ery stoczyła się wojna, w której Jedyny Pierścień zsunął się z palca Isildura i wpadł do Anduiny... A potem w 2463 znalazł go Deagol. Oczywiście, że znam tę historię! Konie ostrożnie stawiają kroki po bagnistej równinie. Teraz czeka nas długa i monotonna droga.


Dziewiątego dnia podróży jesteśmy już blisko Starej Drogi Leśnej elfów z Mrocznej Puszczy. Najprawdopodobnie dzisiaj na nią trafimy. Około południa widzimy ją w oddali. Gdy na nią wjeżdżamy, Haldir zaczyna się rozglądać i wygląda na poddenerwowanego. Do naszych uszu dobiega ze wschodu tętent kopyt konia, a z południa jakieś głośne kroki...
Nagle zgraja obrzydliwych orków z krzywymi szablami wybiegła zza pagórka. Pędzili w naszą stronę, Haldir błyskawicznie zareagował i zaczął strzelać z łuku. Ja byłam przerażona. Orkowie padali jeden po drugim, zanim jeszcze zdążyli podbiec. Ze wschodu nadjechała zakapturzona postać na białym koniu, która jeszcze szybciej niż Haldir strzelała z łuku. Nie wiedząc, kim jest tajemnicza osoba, zdjęłam swój łuk i zaczęłam strzelać. Kolejna odkryta umiejętność! Haldir mi mówił, że jestem świetną łuczniczką, teraz to widzę! Wrogowie giną z moich strzał, jednak teraz domyślam się, kim jest ten boski łucznik. Gdy kończymy robotę, jego kaptur spada. Moje podejrzenia się sprawdziły - widzę spiczaste uszy i długie, jasne włosy.
Nie wierzę. To naprawdę on...

* * *

BOOM! Rozdział 1! Wiem, że czekaliście, więc proszę :) niestety nie wyszedł do końca tak, jak chciałam :/ Następny rozdział będzie już ciekawszy :D dzięki za czytanie <3

3 komentarze = NASTĘPNY ROZDZIAŁ!

~ Rosseth

wtorek, 7 kwietnia 2015

Prolog


Jako wielka fanka Tolkiena, po raz ósmy już czytam "Władcę Pierścieni", żeby jeszcze bardziej zgłębić wiedzę o Śródziemiu (o ile jeszcze się da) i rozgryźć jak mniej więcej musiał pracować mózg Mistrza, gdy to dzieło pisał. Kolejny raz przerabiam rozterki Aragorna, Gimliego i Legolasa. To on jest moim ulubionym bohaterem, uwielbiam opisy jego elfickich zachowań. Jak zwykle, książka pochłonęła mnie na długo. Jutro muszę przecież iść do pracy, czyli wcześnie wstać. Patrzę na zegarek: 3 nad ranem. Cudownie, nici z wyspania się... Ze smutkiem odkładam moją najukochańszą książkę na etażerkę obok łóżka i szybko zasypiam.

* * *

- Pani, pora ruszać w drogę! - słyszę krzyk. Odwracam się i widzę elfy na placu. Z ogromnym zdumieniem rozglądam się. Poznaję ten las, przecież to Lothlorien! Ale jak? Skąd się tu wzięłam?!
- Dokąd? - pytam, nic nie rozumiejąc. Elf popatrzył na mnie ze zdziwieniem.
- Do Rivendell, pani. Jedzie pani wszakże na Wielką Naradę u Elronda. odpowiada, patrząc na mnie wyczekująco.
Wielka Narada? W sprawie Pierścienia... Tak było w książce, ale dlaczego ja mam brać w niej udział?! Jakiś inny elf przyprowadza mi pięknego, szarego konia. Nie ma na sobie siodła ani ogłowia, elfy jeżdżą bez takich rzeczy. Nie przypominam sobie, żeby w Lorien jeżdżono konno. Skąd on się tu wziął? Długonogie zwierzę parska. Zupełnie nie wiem dlaczego, czy pod wpływem spontaniczności, czy przez patrząca na mnie grupa elfów, wsiadam na tego konia. Na innym koniu nadjeżdża osoba, którą poznaję - Haldir! Chyba jestem, kimś ważnym, bo wysokie elfy żegnają mnie bardzo poważnie. Ruszamy stępem. Starając się brzmieć normalnie, zasypuję towarzysza pytaniami:
- Drogi Haldirze, chyba się nie wyspałam, bo nie pamiętam właściwie niczego. Co się dzieje? Czy wcześniej tu byłam? Miałam takie zaniki pamięci? Skoro jedziemy do Rivendell, którędy? Gdzie teraz jesteśmy? Kim jestem? Kim są te inne elfy? Co wiesz o mojej przeszłości i o mnie? Skąd te konie? - to wszystko wylatuje mi z ust tak szybko, jakby puścić strzałę z łuku. Biedak, strasznie zdezorientowany. Muszę brzmieć naprawdę kretyńsko...
Po długiej chwili milczenia i wpatrywania się we mnie elf powoli mi objaśnił:
- Z niewiadomych powodów raz na kilka lat zawsze miała pani te zaniki pamięci, nie mogliśmy ich wyleczyć. Więc wyjaśnię pani wszystko. Jest pani najmłodszą, a zarazem najwaleczniejszą i najodważnniejszą córką pani Galadrieli i króla Celeborna. Ma pani na imię Nirneth, co oznacza "łzy niepoliczone", jeśli tego również pani zapomniała. Właśnie wyjeżdżamy z Lorien, przejedziemy na północ przez Pola i rzekę Gladden, odnajdziemy Starą Drogę Leśną elfów i skręcimy na zachód. Przejedziemy przez Góry Mgliste i trafimy do Rivendell na Wielką Naradę jako przedstawiciele Galadrimów. Może być to niebezpieczna droga, jednak zrobię co w mojej mocy, by panią chronić. Konie kupiliśmy tydzień temu z Rohanu na potrzebę tej podróży. Jedzie pani na swojej wspaniałej klaczy Indilwen, którą oswoiła pani kilka dni temu. Urodziła się pani tutaj, w Lorien, jest pani doskonałą łuczniczką, a zarazem bardzo szlachetną kobietą. Ma pani 372 lata.
- Och... Dziękuję ci, Haldirze - dukam w szoku. Nie rozumiem, co tu robię. Co z prawdziwą mną? Teraz zostanie wybrana Drużyna Pierścienia, ale dlaczego JA jestem elfem i biorę  udział we wspaniałej historii Mistrza Tolkiena?! Jestem córką Galadrieli?! Jadę do Rivendell? Córka Galadrieli ma tak smutne imię?!
Hej!!! NIE POWINNO MNIE TU BYĆ!!!
Muszę sie dowiedzieć, co tu się dzieje. Przecież znam całą historię! Odwracam się. Na pożegnaniu stoją elfy, wśród nich Galadriela i Celeborn. Gdy znikają za zakrętem wreszcie się rozglądam. Piękny, mallornowy las otacza drogę przy potoku, którą jedziemy. Pewnie to Nimrodel...


Nie jestem ubrana w długą, elegancką suknię, jak moja "matka" Galadriela, tylko w skórzaną sznurowaną kamizelkę, a pod nią mam zieloną kieckę do kolan. Na nogach mam ciemne spodnie i wysokie, brązowe buty. Okryta jestem szarym płaszczem z klamrą w kształcie liścia mallornu. Poznaję go, Frodo i drużyna otrzymali je tutaj po wyjściu z Morii, a potem uratowały im życie. Na plecach mam śliczny, rzeźbiony w różne wzory łuk i kołczan. Legolas też taki miał! I dostanie go potem.
Nagle Haldir przerywa ciszę między nami, której właściwie nie zauważyłam przez moją burzę myśli.
- Wraca pani pamięć? Podobno książę z Leśnego Królestwa w Mrocznej Puszczy również wybiera się do Rivendell. Legolas, syn Thranduila, słyszała o nim pani?

* * *

Oto prolog :) mam nadzieję, że fanfiction się Wam spodoba :D komentarze mile widziane, wtedy dodam rozdział
Dzięki za czytanie <3
/Rosseth